Pepe
Administrator

Dołączył: 22 Gru 2006 Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:03, 06 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
John odwrócił się na pięcie i szybkim ruchem palca nacisnął spust. Colt wypalił, dziurawiąc Vincenza jak sitko.
Nagle drzwi baru się otworzyły. Johny szybko schował się za ladę baru Sallierego. Słyszał, jak trzeszczy podłoga pod jakimiś butami nieznajomego.
- O Boże! - usłyszał w pewnej chwili. - Vin...
Już wiedział, że to jest Charlie - dawny przyjaciel Salierego, z którym nie miał za dobrych kontaktów. Poznał go po głosie....
Nagle John wstał zza lady z bronią w ręce, strzelił kilkakrotnie aż ciało Charliego padło zakrwawione na ziemi, oddał jeszcze dwa strzały w dwa ciała aby byc pewnym że dobrze zrobił swoje zadanie.
Wyszedł z baru prosto do swojego samochodu...
Jadąc przez główną ulicę miasta z dużą prędkościową nagle usłyszał kogut policyjny spojrzał w lusterko tak to była prawda policja zatrzymywała go.
Musiał się zatrzymać ponieważ nie miał szans na ucieczkę.
Wyszedł z Auta z sąsiedniego auta policyjnego wyszło dwóch policjantów, jedne najgrubszy rzekł:
-Proszę okazać Prawo jazdy.
John nie miał dokumentu ponieważ ukradł auto dzień wcześniej.
Z auta wyległ się dźwięk: Strzelanina w Barze!! To ten sam co dokonał morderstwa tydzień temu.
Gdy nagle policjant zauważył pokrwawioną podeszwę buta Johna musieli się zorientować że to jego szukają.
Nagle wyciągnęli ręce do kabur pistoletów.
John wiedział co się święci wyciągną broń i oddał cztery strzały. Policjanci padli on wskoczył do auta i ruszył.
Jeden z policjantów ostatnim tchem wezwał posiłki przez radio.
Po chwili John miał szwadron policji na ogonie.
Szybko skręcił w Oaha i jechał tak, aż zauważył w lusterku że za nim jadą. Szybko jeszcze raz skręcił w boczną uliczkę, zakręcił kierownicą raz jeszcze i wjechał szybko w zaułek, gdzie wczoraj przesłuchiwał Collena - jednego z ochroniarzy dona Salierego.
Wysiadł z wozu, otrzepał swój garnitur z wszelkiego piasku i wszedł do okolicznego budynku, pozostawiając na pastwę losu samochód, który już nie był mu potrzebny.
Zapukał w drewniane drzwi, odczekał chwilę, następnie wszedł.
- Johny! - powitał go radosny krzyk jego wuja - Teda.
-Wujku - mężczyzna zachował spokój. - Weź swoje rzeczy i jedź natychmiast w inne miejsce... Najlepiej do warsztatu Cosma.
- Ale dlaczego...
- Nie pytaj, tylko wynoś się - syknął ostro John. - Policja już depcze mi po palcach, a nie chcę aby to mieszkanie zostało któregoś dnia splądrowane przez nią. Więc...
- Rozumiem - odparł wujek. - Potem tam zajedziesz?
- Muszę jeszcze kogoś odwiedzić. Tym razem pójdę piechotą...
Szedł przez brudne uliczki aż to miejsce do którego zmierzał był to sklep Patricka. Na drzwiach do sklepu widniał napis "Restauracja Złoty Indyk". Wszedł, złoty dzwoneczek u drzwi zadzwonił .Za ladą stał stary barman. John podszedł i zamrugał do barmana prawym okiem. Był to ich system tajnego porozumiewania. Barman wyszedł na zaplecze, po chwili wyszedł w towarzyskie Patricka.
-Witam John czyżby znowu to samo. -rzekł Patrick -Choc na zaplecze.
Weszli mahoniowymi drzwiami na zaplecze.
-Co tym razem zjadł ci pies twojego colta ?? -P
powiedział Patrick z uśmiechem na ustach i mówił dalej - Chłopie nie nadążam z sprowadzaniem broni dla ciebie aha z tego co mówią moi informatorzy pewien dziennikarz ma dowody dzięki którym twoja działalności się ujawni no i mnie też zamkną za handel bronią... Musisz załatwic tą sprawę po cichu. Dobra teraz przejdźmy do rzeczy mam dla ciebie ładne cacko oto ono. Ulepszony Magnum większa moc rażenia .
- Dzięki Patrick z tym maleństwem będzie się lepiej pogracować- John uśmiechną się - A co do sprawy tego dziennikarza zajmę się tym, ale potrzebuję samochodu ale teraz legalnego, bo ostatnio by mnie aresztowali.
-Dobra nie ma sprawy weź auto w garażu numer trzy
Bo mojego ci nie dam bo z twoim talentem to go zniszczył byś w dwa dni. Proszę oto klucze to twojego auta, a tu masz dokumenty Proszę oto klucze to twojego auta, a tu masz dokumenty - powiedział Patrick, podając dokumenty wraz z kluczami Johnowi.
John wyszedł tylnym wyjściem na plac garażowy, odpalił auto nr:3 i jechał w kierunku domu dziennikarza. Po piętnastu minutach był na miejscu. Idąc po szkodach do domu dziennikarza John przygotował broń. Doszedł do drzwi chwycił za klamkę otworzył ,dziennikarz spał na łóżku
John wziął poduszkę by uciszył strzał. Oddał dwa strzały w głowę. Zatarł ślady i wyszedł z mieszkania.
Następnego dnia z samego rana pojechał do Oaklana Will, aby się spotkać z Benem - jego przyjacielem z krwi i kości. Pojechał St. Viann, przejeżdżając koło baru Salieris'a. Dowiedział się, że bar wciąż stoi i cieszy się dużym powodzeniem wśród mieszkańców miasta.
- "Wejdę do środka i rozglądnę się" - pomyślał i skręcił na parking przed barem.
Wysiadł z wozu i wszedł do baru.
Dym tytoniu wisiał w powietrzu. Mężczyzna ledwo dotarł do baru:
- Poproszę jednego - powiedział do barmana.
- Już się robi - odparł.
- Chej Luigi - zawołał ktoś z tylnej częsci baru - Choć do gabinetu Vita Corleson!
Spojrzałem w tamtą stronę. Gabinet jak gabinet. Tylko, że żaluzje opuszczone.
Barman podał mi trunk, wyszedł zza lady i podążył do gabinetu Dona.
John dopił trunk, rzucił na ladę dolara i wyszedł z baru zatrzaskując za sobą drzwi.
- Pan jest Morels? - jakiś średniego wzrostu mężczyzna stanął mi na drodze.
- Tak, a oco chodzi?
- Mam pana eskortować do willi pani Angelo...
- Ale to chyba jakaś pomyłka - wydałem zdziwienie.
- Nie - odparł mężczyzna. - Zapraszam do pańskiego wozu. Pan poprowadzi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|